“Nowy kapoan”, czyli język w konserwie

Wydarzeniem wieńczącym maraton czytania tekstów gwarowych, organizowany przez Książnicę Cieszyńską w ramach tegorocznej edycji “Skarbów z cieszyńskiej trówły”, będzie spotkanie autorskie z prof. dr hab. Zofią Tarajło-Lipowską z Wrocławia, która przedstawi cieszyńskiej publiczności swoją nową książkę zatytułowaną “Nowy kapoan. Strzel i traf  do czesko-polskich językowych gaf”. Spotkanie odbędzie się w niedzielę 22 września 2013 r. o godz. 16.30 w sali konferencyjnej Książnicy Cieszyńskiej. W jego trakcie publikację, która na Śląsku Cieszyńskim stanie się bez wątpienia hitem wydawniczym, można będzie –  dzięki życzliwości Wydawnictwa “Afera” z Wrocławia – nabyć po cenie promocyjnej, aż o 50% niższej od detalicznej, obowiązującej w handlu księgarskim.

Prof. dr hab. Zofia Tarajło-Lipowska

Prof. dr hab. Zofia Tarajło-Lipowska, bohemistka, autorka m.in. „Historii literatury czeskiej” oraz podręcznika do nauki języka polskiego dla Czechów „Mówię po polsku”, jest znakomitą popularyzatorką literatury i  języka czeskiego. W maju bieżącego roku na rynku księgarskim premierę miała  jej najnowsza książka „Nowy Kapoan. Strzel i traf do czesko-polskich językowych gaf”. Użyte w tytule zagadkowo brzmiące słowo „Kapoan” jest po prostu czytanym wspak wyrazem „Naopak”,  obrazowo zwracającym uwagę na dzielące oba języki różnice, których analiza stanowi główny wątek publikacji. „Nowy Kapoan”,  który zaprezentowany zostanie przez Prof. Tarajło-Lipowską podczas spotkania w Książnicy, nie jest jednak klasycznym podręcznikiem językowym; Autorka prowadzi czytelników przez meandry czeszczyzny w przystępny i bardzo dowcipny sposób, przytaczając zaczerpnięte  z życia przykłady językowych nieporozumień i gaf i przestrzegając przed pułapkami, w jakie wpaść mogą Polacy sugerujący  się pozornymi podobieństwami obu języków.  I tak czytelnicy „Nowego Kapoana” dowiedzą się np. czym różni się „parek w rogaliku” od „rogalika w parku”, które niewinnie brzmiące polskie słowa mogą w Czechach zostać uznane za obraźliwe epitety, wymowa którego polskiego wyrazu zdradzić może  Polaka udającego Czecha oraz dlaczego Polacy i Czesi czasami rozmawiają z sobą po… angielsku. Zagadnienia językowe stanowią zaś punkt wyjścia do przedstawionych w lekkiej, anegdotycznej formie refleksji na temat czeskiej kultury i mentalności. Cieszyńskich czytelników szczególnie zainteresować może rozdział poświęcony polskiej gwarze używanej na Zaolziu, gdzie „świeży język przechował się jak w konserwie albo jak w zamrażalniku (habsburskiej) lodówki” i zmianom, jakim ulega ona pod wpływem coraz mocniejszych czeskich wpływów językowych.

Strona prezentująca dorobek prof. dr hab. Zofii Tarajło-Lipowskiej: http://www.tarajlo-lipowska.cba.pl/

 

 

Z. Tarajło-Lipowska: Nowy kapoan. Strzel i traf do czesko-polskich językowych gaf, Wrocław 2013 (fragment)

“Tak zwane Zaolzie, czyli czeska część byłego historycznego Księstwa Cieszyńskiego, która odpadła od polskich ziem, z grubsza rzecz biorąc, już pod koniec XIII wieku, w zależności od różnych uwarunkowań (nie będziemy się nad nimi zatrzymywać) bywało taką „małą Polską”, czyli krajem, w którym polskie wzorce „wysokiej kultury” funkcjonowały nie¬gdyś mocno i klarownie. To, co niewielkie, nigdy nie ma racji wobec potrzeb i interesów tego, kto jest silniejszy. Zaolzie, z naszej strony patrząc, znalazło się na marginesie państwowych interesów i zostało zmuszone do podporządkowania się im: trudno zresztą się temu dziwić, bo stosunki polsko-czeskie są ważniejsze niż stosunki polsko-zaolziańskie. Takie są prawidła historii i wszyscy im podlegamy, ale niechby jakaś pamiątka po tym została. Niechby ci świeży Czesi na Zaolziu nie twierdzili, że są Czechami od prapradawna, od wielu pokoleń. Język polski w swojej dialektalnej, cieszyńskiej wersji tkwi im bowiem pod skórą, przynajmniej kiedy mówią.

Para turystów w tradycyjnych butach pionierkach, którzy na emeryturze mogą się wreszcie poświęcić górskim wędrówkom, siedzi przy herbacie w czeskim beskidzkim schronisku, a tu na zewnątrz pogarsza się pogoda.
–    Včera padalo – odzywa się pan, w obu słowach akcentując przedostatnią sylabę.
–    Dneška taky padze – ciągnie konwersację pani.
Oboje są zadowoleni, że mówią po czesku, a tymczasem po czesku byłoby Včera pršelo – Dneska také//taky prší. Nie tylko polonizują swoją konwersację, lecz także pani użyła pięknej, starej formy regionalnej: padze zamiast ‘pada’ (zupełna rewelacja, aż podskoczyłam!). Natomiast czeskie słowo pršet (padać, tylko o deszczu) przypomina nasze słowo ‘prószyć’, którego my używamy, mówiąc o padającym delikatnie śniegu.

Pewna Zaolzianka, która u siebie mówi miejscową gwarą, ale nie wie że jest to gwara w gruncie rzeczy polska, przyjechała do Wrocławia i stwierdziła, że z tą „obcą” polszczyzną radzi sobie nadzwyczaj gładko. Wyruszyła na samodzielny obchód sklepów, aż tu nagle spostrzega, że nie ma okularów! Wróciła więc do sklepu, w którym ostatnio przebywała, zastanawiając się, jak sprostać językowo tej sytuacji (rzeczona Zaolzianka chodziła do czeskiej szkoły i nie zna wierszyka Juliana Tuwima o panu Hilarym). Znalazłszy się przed sprzedawcą wyrecytowała: „Niechałam tu śkła na oczi”. Sprzedawca zaniemówił, ale popatrzył klientce głęboko w oczy – szkieł na nich nie miała, a więc pojął, że zrozumiał właściwie.
Owszem, zaniechała je pani tutaj – odparł, nastroiwszy swój język stylowo, i spod lady wyciągnął zgubę. [Dodajmy, że po czesku okulary’ to brýle, zazwyczaj wymawiane jako brejle. Oczywiście jest to germanizm, ale przecież nasze „okulary” też gdzieś kiedyś zapożyczyliśmy.]

Na Zaolziu przechowały się różne stare polonizmy, które w ogólnopolskiej polszczyźnie zostały zastąpione bohemizmami (aż do połowy XVI wieku czeski służył Polakom za wzór językowej elegancji). Słowo „gańba” jako ‘wstyd’ jest zgodne z wyrazem „ganić”, od którego przecież pochodzi. Pamiętam, jak pewna zaolziańska babcia zawstydzała wnuczkę słowami „gańba, gańba!”, a ja się zdziwiłam, czemu banalne posiusianie się w majtki dziecięcia ma być aż taką wielką ujmą na czci.

Na Zaolziu zachowały się też pewne „smakowite” słowa, częściowo obecne również w innych polskich gwarach, np. w góralszczyźnie, która niestety powoli zamienia się w sztuczny pseudoludowy skansen, podczas gdy na Zaolziu świeży język przechował się jak w konserwie albo jak w zamrażalniku (habsburskiej) lodówki. W języku tym jednak pojawia się coraz więcej nowych terminów, oczywiście czeskich, jest on zatem w fazie przeterminowywania się, czyli że dla coraz większej liczby słów pierwotnie polskich „upływa data ważności”.

Jakież to „smakowite” słowa się zachowały? Na przykład: kopyrtnąć się (potknąć się i upaść), łónacyć (obracać, przeinaczyć, podobne słowo zresztą jest obecne w innych gwarach). No i naturalnie sugestywne góralskie „rzyć”. Rzyć służy, żeby żyć – napisał pewien badacz kultury i oczywiście miał rację, gdyż naukowcy na ogół rację miewają.”