Śladem Czarnej Julki

25 lutego 2011 r. w Galerii Ksiąznicy Cieszyńskiej
odbył się wernisaż wystawy:

“ŚLADEM CZARNEJ JULKI.
KARWINA Z CZASÓW DZIECIŃSTWA
GUSTAWA MORCINKA”

Ekspozycję zwiedzać można
od wtorku do piątku w godz. 08.00-18.00,
a w soboty w godz. 09.00-15.00

 Fotorelacje:
Justyny Komar
Anny Fedrizzi-Szostok

Zachowana w konwencji autobiografii „Czarna Julka” Gustawa Morcinka to opowieść o dzieciństwie, o tym beztroskim okresie życia, który przecież zawsze się kiedyś kończy. Ale to także opowieść o Mieście, które – zdawałoby się – trwać będzie wiecznie. Lecz pewnego dnia, ot tak zupełnie nieoczekiwanie, zapadło się pod ziemię.

„Czarna Julka” to mit o utraconej Arkadii, o owym „złotym wieku”, kiedy na świecie jeszcze byli herosi. Ten topos często jest wykorzystywany w literaturze, bo czymże jest Karwina z początku XX stulecia jak nie śląsko-dolańskim Soplicowem, z tą jedynie różnicą, że mickiewiczowski dwór staje się morcinkowym budelem, ksiądz Robak – sztygarem Lizakiem, a ostatni zajazd – ostatnią babską rebelią w sklepie Georga Wallka na Granicach.

Morcinek nurza nas w micie i nie pozwala czytelnikowi, by poddawał go w wątpliwość. Tak po prostu było i już. Bo kiedy Pan Bóg stworzył świat i odpoczął sobie, to przyleciał wtedy archanioł i rzekł do Pana Boga, że jesz¬cze trzeba stworzyć Karwinę. Dobrze, powiedział Pan Bóg i rzekł, żeby się stała Karwina. I powstała Karwina z szybem „Jana”, „Karola”, „Franciszki”, „Henryka”, „Głębokim”, „Ga¬brieli” i „Hohenegger”. Żabków też powstał, z trzema budelami dla tych biednych, a z jednym budelem dla pana Willicha, który ma Bismarcka na ścianie, i dla pana Sabelli, który ma syna, a syn ma „laterna magika”. A jeżeli był Żabków, to musiały być i chlewki dla wieprzków i dla krowy pani Kru¬powej i musiały być przegrody na nawóz i trzy drewniane wychodki z wyrżniętym sercem w drzwiach.

Nie powinno się oczekiwać, żeby mit odpowiadał prawdzie historycznej. Ale zawsze znajdą się dociekliwi, którzy – tak jak przed wiekami szukali fragmentów Arki Noego na szczycie Araratu – udadzą się teraz na poszukiwanie grobu inżyniera Racka, sklepu Schrammka, nauczyciela Michnika, doktora Olszaka czy „hebame” Brzóskuli. Kto istniał naprawdę, a kto został li tylko wykreowany przez Morcinka?

Odpowiedź można znaleźć jeżeli pójdzie się „Śladem Czarnej Julki”. Do tej Arkadii-Karwiny z przełomu XIX i XX wieku, do Miasta pełnego sprzeczności, gdzie panował mrok kopalń i świeciło jaskrawe słońce, gdzie język polski mieszał się z czeskim i niemieckim, gdzie niewyobrażalne wprost bogactwo sąsiadowało ze skrajną nędzą, gdzie żarliwy katolicyzm konfrontował się z wolnomyślicielską postawą socjalistów, gdzie mieszkali, jakże różni od siebie Polacy, ci ze Śląska i ci „przywandrowańcy” z Galicji.

Nicią Ariadny, która prowadzi po tym karwińskim labiryncie, jest tekst „Czarnej Julki”, ilustracjami – fragmenty prasowych doniesień i liczne artefakty z epoki: fotografie, książki, przedmioty codziennego użytku, ocalałe ze świata, który miał smak „babskiego drzistu” a pachniał końskim moczem z masztali grafa Larischa.

Jarosław Drużycki